Więcej niż naszość

fundacja ład akcje, publikacje, wybory Styczeń 11, 2020

Początek roku to dobry moment, by spojrzeć i wstecz, i do przodu – na to, co ma w tym roku nadejść.
W ostatnich latach słyszeliśmy i mówiliśmy wiele o konieczności udziału w wyborach. Do tego, by pójść do urn – w wyborach samorządowych, europejskich, parlamentarnych – zachęcali politycy, artyści, dziennikarze, społecznicy. Przed nami wybory prezydenckie 2020. Nim na dobre rozpoczną się profrekwencyjne kampanie, nim znów będziemy zachęcani a może sami zaczniemy zachęcać do postawienia krzyżyka na karcie wyborczej – zatrzymajmy się na chwilę, zadajmy sobie pytanie: po co?

Czego chcemy od prezydenta/prezydentki?
Czy my w ogóle czegoś chcemy?
Czy kandydaci wiedzą, że muszą cokolwiek, czy też starczy im, że są jacyś „oni” – tamci, którzy wygrają, jeśli nie wybierzecie „nas”.

Dyskusje powoli się zaczynają – jak zawsze wyborcy rozmawiają wcześniej, zanim jeszcze sztaby wezmą się do pracy (jeśli się wezmą). Ale mamy już smutne, choć spodziewane, obserwacje – dominuje „naszyzm”.
Do kandydatów kieruje się w zasadzie tylko jedno żądanie – masz być nasz. Masz być po to, by blokować tamtych, nie-naszych. Masz być po to, by podpisywać albo przeciwnie – by nie podpisywać. Masz być po to, by nasze było ważniejsze. Ci nieliczni, którzy nie stoją wyraźnie po stronie „naszej” lub „tamtych”, którzy wyrażają wątpliwości, którzy pytają, którzy stawiają wymagania, którzy oczekują merytorycznych konkretów – ci wszyscy mają przechlapane u jednych i drugich. Bo powinien im starczyć szyld, bez wątpliwości, pytań i oczekiwań.

Politycy, przyzwyczajeni że “należy” im się poparcie określonych grup, nawet nie próbują o nie zabiegać. Zakładają, że mają je z góry przydzielone, ze względu na szyld. A przecież wiadomo, jak łatwo w polityce zmienia się szyldy.

A gdybyśmy wreszcie naprawdę zostawili z boku tych naszych i nie-naszych? Gdybyśmy wyszli poza szyldy, na spokojnie zastanowili się, jaka jest rola prezydenta w polskim systemie prawnym, po co nam wszystkim jest ten prezydent, tu i teraz? Gdybyśmy odważyli się przyznać, że chcemy więcej, że musimy chcieć więcej, jeśli mamy przetrwać, poradzić sobie z wyzwaniami współczesności, przyszłości?


„Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”.

KONSTYTUCJA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ z dnia 2 kwietnia 1997 r.


Jest coś, co w obecnej sytuacji uznajemy za patologiczne – to upartyjnienie całej przestrzeni publicznej. Nie jesteśmy apolityczni, przeciwnie – wszystkie nasze działania są polityczne, bo polityka to ogół spraw publicznych. Polityka to moja praca, twoja szkoła, jej emerytura i jego refundowane leki. Dlatego wszystko jest polityczne, ale nie może być partyjne!

Co parę lat wybieramy swoich przedstawicieli, obdarzamy ich kredytem zaufania. Ale to wciąż jest nasze państwo. Tymczasem, wystarczy przeczytać kilka dowolnych wypowiedzi, włączyć rano telewizor czy radio i staje się jasne, że politycy wyobrażają sobie, że wszystko w państwie kręci się wokół interesów partii, a wtórują im w tym często dziennikarze, komentatorzy i sami wyborcy. Może już czas powiedzieć temu dość?

Nie pozwólmy sobie wmówić, że państwo służy realizacji interesów partii politycznych. Wyjdźmy z roli zakładników tego odgrywanego wciąż na nowo szantażu „wybierz nas, bo inaczej wygrają oni”. I zupełnie nie pochylamy się w tej chwili nad tym, kim są my, a kim oni. Interesuje nas tylko (aż!), czy – a jeśli tak to co – mają do zaproponowania. Problem pojawia się, gdy nie mają nic. Nic, co odpowiadałoby dzisiejszym wyzwaniom.


Przyszedł czas na otwarty obywatelski dialog.

W konflikcie doszliśmy do ściany. Traktujemy się wzajemnie jak wrogów. Potrzebujemy otwartego dialogu obywatelskiego, by wyjść z tego impasu. Potrzebujemy głębokich zmian politycznych, gospodarczych, społecznych, kulturowych. Musimy zmierzyć się z reformą służby zdrowia i systemu emerytalnego. Nie pójdziemy dalej bez nowoczesnej edukacji i szacunku dla prawa. Musimy przestać mówić o ochronie środowiska i zmianach klimatycznych, a zacząć działać – poważnie i odpowiedzialnie. Radykalnie, jeśli chcemy przetrwać.

Chcemy merytorycznej rozmowy, nie partyjnego szantażu. Chcemy prezydenta, który podejmie debatę, który zainicjuje niezbędne reformy, który nie będzie przedstawicielem swojej partii – tego w ostatnich (więcej niż pięciu!) latach mieliśmy już dość, wystarczy.

Zanim powiemy „głosujmy”, wolimy powiedzieć: „żądajmy więcej”.